środa, 11 listopada 2009

"Bo my na Białorusi lubimy dużo jeść" - reminiscencje z pobytu za naszą wschodnią granicą.

Białorusini są bardzo zatroskani i chodzą wiecznie smutni. Absolutnie! Stereotyp ten możecie włożyć między bajki po ostatniej Adventurze. Paweł, który był naszym gościem przez blisko dwie godziny zarażał nas optymizmem, opowiadąjąc o realiach życia na Białorusi. Wspólnie z nim delektowaliśmy się smakiem białoruskiego chleba, który potrafi zatkać największego głodomora. Zrozumieliśmy też, co to znaczy świętować trzy dni Nowy Rok - w końcu czasem odkłada się na to dwa miesiące :P
Wszystko to trawiąc kulturalnie popijaliśmy hektolitrami białoruskiej muzyki -instrumentalnych rozkoszy dodawał m.in. Gurzuf - a Aśka znów bawiła się w inspektora Gadżeta i jak to kobieta przeciągała dyskusje o plackach ziemniaczanych. Było czadowo!



Nie w Gadżeta, tylko w Panią Holmesową :D To prawda, wycieczka na Białoruś udała się baaardzo, nawet pomimo tego, że po wjechaniu za granicę musieliśmy zmienić podwozie na szersze - a to za sprawą przemyślności Stalina :D A za wschodnią granicę warto wybrać się między innymi dlatego, żeby poobcować z pięknem natury, zakosztować jednej z 2000 potraw ziemniaczanych, a jeśli dobrze trafimy, nawet popodziwiać... pomnik ziemniaka, który został wzniesiony na cześć tego zasłużonego dla Białorusi warzywa :)
Niech try carapachi będą z Wami przez najbliższy tydzień, a my spotkamy się już wkrótce, ale gdzie? - niechaj to na razie zostanie tajemnicą :>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz